Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
"Zjazd absolwentów"- Guillaume Musso

"Zjazd absolwentów"- Guillaume Musso

   "Zjazd absolwentów" to moje kolejne spotkanie z twórczością Musso. Jego wcześniejsza książka, którą miałam okazję czytać zrobiła na mnie duże wrażenie i zapadła w pamięć dość wysoko stawiając poprzeczkę swoim następcom. Czy nowa powieść Musso spełniła moje oczekiwania?


Opis:
Przysypany śniegiem kampus prestiżowej szkoły. Trzej przyjaciele związani tragiczną tajemnicą.
Dziewczyna, która znika w nocy.

Riwiera Francuska – zima 1992 r.
W mroźną noc, gdy kampus liceum zostaje sparaliżowany przez burzę śnieżną, 19-letnia Vinca Rockwell, jedna z najzdolniejszych uczennic w szkole, ucieka z nauczycielem filozofii, z którym ma potajemny romans. Dla nastoletniej dziewczyny miłość oznacza wszystko albo nic. Nikt już nigdy jej nie zobaczy.

Riwiera Francuska – wiosna 2017 r. 
Kiedyś nierozłączni Fanny, Thomas i Maxime – najlepsi przyjaciele Vincy – nie kontaktowali się ze sobą od czasów szkolnych. Spotykają się dopiero na zjeździe absolwentów. Dwadzieścia pięć lat wcześniej, w strasznych okolicznościach, cała trójka uwikłana została w morderstwo popełnione w sali gimnastycznej. Teraz budynek ma zostać rozebrany, a na jego miejscu rozpocznie się budowa. I nic już nie stanie na przeszkodzie, by prawda wyszła na jaw.

   Od pierwszych stron kupiłam pomysł na fabułę, jaką stworzył Musso. Z zapartym tchem przerzucałam kolejne strony, na których teraźniejszość przeplatała się z przeszłością, bowiem akcja toczy się na dwóch płaszczyznach jednocześnie. Czytając fragmenty wyjęte z lat 90. czułam niepowtarzalną atmosferę i klimat tamtej epoki. Na myśl od razu przyszedł mi dobrze znany serial Riverdale. Jednak w miarę rozwoju akcji, historia głównych bohaterów okazywała się o wiele bardziej zawiła i tajemnicza niż przypuszczałam.
   Mimo, że nie jest to thriller z wartką i napiętą akcją to również nie wieje nudą. Autor stopniowo ujawnia kolejne sekrety i stopniowo wprowadza nowe postacie, których decyzje w mniejszym, bądź większym, stopniu wpływają na zakończenie powieści. Będąc szczerą, muszę jednak przyznać, że znalazło się kilka momentów, w których mniej uważnie śledziłam czytany tekst. Jednak za każdym razem wygrywała chęć rozwikłania przerażającej zagadki.
   Musso stworzył  bogate tło psychologiczne dając każdej z postaci właściwe sobie motywy i pozwalając zabrać jej głos w narracji. Dzięki temu możemy spojrzeć na tę historię z różnych perspektyw i poznać punkt widzenia różnych bohaterów. Dodatkowo uzupełnia to luki w fabule, a nie brak tu istotnych szczególików, o których wie zaledwie jedna osoba. 
   Niesamowicie zaintrygowała mnie postać nastoletniej Vincy, która do samego końca pozostaje owiana tajemnicą. Wyidealizowana, wręcz nierealna, rudowłosa dziewczyna, której los pozostaje nieodgadniony. Czytelnik sam musi ocenić, które fakty o Vince uznać za prawdziwe. Z kolei, kiedy budzi się w nas współczucie dla bezradnej, naiwnej dziewczyny okazuje się, że Vinca była zdolną i bezwzględną aktorką.
    Muszę przyznać, że zakończenie było dla mnie zaskoczeniem. Ciężko oprzeć się i podczas lektury nie główkować nad znalezieniem winnego. Fakt, że z każdą z postaci spędzamy klika chwil utrudnia nam wskazanie mordercy. Każdy z bohaterów ma inne sekrety do ukrycia, a jego uniewinnienie leży w kwestii czytelnika. Nawet znając mroczne występki niektórych bohaterów ciężko im nie kibicować, a przynajmniej tak było w moim przypadku
   "Zjazd absolwentów" to idealnie wyważona mieszanka kryminału, psychologicznego thrillera i powieści obyczajowej z nutą romansu. Każdy fragment układanki tworzy spójną całość. Z pewnością przypadnie do gustu fanom tajemnic z przeszłości. Mimo, że po lekturze czuję mały niedosyt - śmiało mogę polecić Wam ten tytuł. 
   Moja ocena: 8,5/10
   Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros!
   

Krwawa opowieść ze świata wikingów-  "Klan"Adrienne Young

Krwawa opowieść ze świata wikingów- "Klan"Adrienne Young

   Czasem najlepsze rzeczy przytrafiają się, gdy porzucamy obawy i odważamy się wyjść ze strefy komfortu. Można powiedzieć, że dość rzadko sięgam po fantastykę. Od pewnego czasu stronię od historii młodzieżowych i ciągle uważam, że nie są dla mnie. Jednak odważyłam się złamać te reguły i sięgnąć po debiutancką powieść Adrienne Young. A może wcale nie byłam odważna i jedynie skusiła mnie okładka? Tak czy inaczej- znalazła się w moich rękach!


"Drive" Kate Stewart, bo każda chwila ma swoją piosenkę

"Drive" Kate Stewart, bo każda chwila ma swoją piosenkę

   Można powiedzieć, że od książek z muzyką w tle rozpoczęła się moja książkowa przygoda. Właśnie wtedy pewna seria z mocnym muzycznym akcentem zwróciła mi w głowie. Trylogię S. C. Stephens z "Bezmyślną" na czele do tej pory wspominam z sentymentem. W międzyczasie trafiłam na bezbłędne "Maybe someday" Hoover, które dosłownie tętniło emocjami i muzyką. Dlatego teraz każdy tytuł z motywem muzycznym przemyconym do fabuły ma u mnie dość duży kredyt zaufania. Podchodzę do takich historii z otwartym umysłem, bo w tego typu książkach sprawdzają się jedynie nieszablonowe rozwiązania. Jak było w przypadku debiutanckiej powieści Kate Stewart? Tego dowiecie się z dalszej części wpisu.




Opis:
Muzyka… najwierniejsze odbicie serca. Przeciętna piosenka trwa trzy i pół minuty. Może sprawić, że zatrzymasz się, zamrugasz i pomyślisz o przeszłości lub przeniesie cię do rozrywających serce wspomnień. W szczytowym okresie kariery miałam wszystko, czego pragnęłam i wiodłam wymarzone życie. Odnalazłam swoje tempo, wpadłam we właściwy rytm, ale jakiś czas później odebrałam telefon, który sprawił, że wszystko przepadło. Widzisz, moje ulubione piosenki potrafiły się na siebie nakładać i grać równocześnie. Zakochałam się w melodii jednego mężczyzny a słowach drugiego. Jeśli chodzi jednak o podkład muzyczny naszego życia, to czy ktokolwiek potrafiłby wybrać ulubioną piosenkę? I właśnie po to, by wyzbyć się wątpliwości, zrezygnowałam z miejsca w pierwszej klasie samolotu i postawiłam na jazdę samochodem i przemyślenia. Dwa dni. Jedna playlista. I długa droga do domu, do czekającego na mnie mężczyzny.


   Nie wiem jak Wy, ale ja po przeczytaniu tego opisu czułam się niesamowicie zaintrygowana. Ja, która często lekceważę okładkowe opisy. Czemu? Panują wśród nich dwa trendy, których nie znoszę. Pierwszy  to zdradzanie zbyt dużo fabuły, co odbiera czytelnikowi frajdę podczas lektury. Drugi nagminnie stosowany chwyt to zamieszczenie enigmatycznej notki , z której nie dowiadujemy się dosłownie nic. Ten zachęcił mnie na tyle, by niezwłocznie zacząć czytać! 
   Opis zdecydowanie zachęcał do zagłębienia się w tej historii, jednak nie było zauroczenia od pierwszych stron. Przez pierwszą połowę powieści towarzyszyły mi bardzo mieszane odczucia. Owszem, tło zostało wypełnione po brzegi muzyką, ale temu, co na froncie brakowało odrobiny powera. Ciągle czekałam na coś, co bardziej przekona mnie do całości. Liczyłam, że autorka rzuci do fabuły coś nowego, co nadałoby historii inny bieg i... w końcu to dostałam! Mało tego, kiedy losy głównych bohaterów zaczęły obierać całkiem nieprzewidywalne kursy, to co uznałam za ckliwe i nudnawe nabrało zupełnie innego wydźwięku. Autorka kupiła mnie drugą połową historii. Zapomniałam o wcześniejszej niechęci i dałam porwać się kolejnym nutom fabuły, która zaczynała tworzyć spójną całość. 
   Nie mam wątpliwości, że "Drive" zostało dokładnie przemyślane i dopracowane przez autorkę. Akcja przeplatająca się bezbłędnie między dwoma ramami czasowymi była strzałem w dziesiątkę. Z przyjemnością towarzyszyłam w mentalnej podróży głównej bohaterki, która podobnie jak ja- zbyt często opierała swoje decyzje na emocjach. Ponadto, każdy rozdział został opatrzony osobną piosenką, która towarzyszy jednocześnie nam podczas lektury i bohaterom w ich codziennym życiu. Dzięki temu mogłam poczuć się jeszcze bardziej związana z rozgrywającymi się wydarzeniami.
   Niebanalne okazały się również postacie wykreowane przez Stewart. Stella, grająca główne skrzypce w tej historii, to mieszanka idealnie równoważących się cech. Jest przykładem na to, że postać kobieca nie musi być nieśmiała i zagubiona. Przeciwnie. Stella to kobieta, która ciężką pracą osiągnęła swój sukces. Nie boi się wyrażać własnych opinii i nie szczędzi ciętych komentarzy. Jest oryginalna, a jej trampki z cytatami piosenek i kultowe koszulki to coś, czego nie da się zapomnieć.  Mimo to, Stella ma również wrażliwą stronę, która niejednokrotnie zostaje wystawiona na próbę i dotkliwie pokiereszowana. Niestety jej najczęstszym błędem jest kierowanie się emocjami, które doszczętnie przejmują nad nią kontrolę. Mimo, że poznajemy ją jako dorosłą, ułożoną kobietę wystarcza jeden telefon, by pogrzebane dawno uczucia wróciły do niej ze zdwojoną siłą. Na przekór temu nie jest jednak postacią, która irytuje swoim zachowaniem. Mimo, że niejednokrotnie nie popierałam jej decyzji to kibicowałam jej w dążeniu do celu.


Niektóre piosenki były niczym ostre paznokcie wdzierające się w otwarte jak rany myśli,ponieważ muzyka to najwspanialszy bibliotekarz serca.

   Z opisu można domyślić się, że autorka zdecydowała się włączyć do gry motyw trójkąta miłosnego i jeśli macie z takowymi złe doświadczenia to radzę szybko sięgnąć po "Drive", żeby się ich pozbyć. Stewart zadbała, by każdej z postaci nadać unikalny charakter, przez co czytelnikowi ciężko określić którąkolwiek z nich jako tą "złą". Relacja z Reidem, czyli perkusistą walczącym z własnymi demonami jest dla Stelli niemal toksyczna. Tych dwoje zaczyna znajomość w dość obcesowy sposób i zdecydowanie nie pałają do siebie sympatią. Z biegiem czasu ich relacja się zmienia. Ciągle jednak wrzy w niej od emocji, nie tylko tych pozytywnych. Stella poznaje również Nate'a, z którym mają łączyć ją jedynie relacje zawodowe. Jednak mężczyzna jest tak oczarowany jej osobą, że chce poczekać aż Stella da mu szansę. Rysująca się wspólna przyszłość z Nate'm to na pewno bezpieczniejsza opcja, ale czy tego właśnie pragnie Stella? 
   "Drive" to podróż w głąb ludzkich emocji wypełniona po brzegi muzyką. Niebanalna powieść o miłości, która nie zawsze jest łatwa i bezbolesna. Stewart przedstawiła zawiłe losy młodych ludzi, którzy uczą się odnajdywać siebie i walczyć o własne szczęście. Przez całą powieść miałam wrażenie, że główna bohaterka stara się dopasować do melodii granej przez kogoś innego. Czy nie lepiej jednak stworzyć własną pieśń, która będzie odzwierciedleniem naszej osobowości i pragnień? Nie każdy instrument musi brzmieć dobrze w zespole. Piękny dźwięk niektórych z nich można dostrzec dopiero w kompletnej ciszy. 
   Niezaprzeczalnie urzekająca historia tętniąca muzyką, pasją i emocjami. Z pewnością przypadnie do gustu romantycznym duszom oraz wielbicielom muzycznych motywów. Samo zakończenie było dla mnie miłym i niespodziewanym zaskoczeniem. Myślę, że jeśli tylko dacie dacie szansę temu tytułowi nie będziecie rozczarowani.
   Moja ocena: 9/10
   Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Filia!
   
Historia, z którą nie chcę się rozstawać -"Zostań ze mną" K.A Tucker

Historia, z którą nie chcę się rozstawać -"Zostań ze mną" K.A Tucker

   Ah, co to była za lektura! Pierwsza książka K.A Tucker, jaką miałam okazję czytać i miłość od pierwszego spotkania. Bez wątpienia jedna z najbardziej klimatycznych i pochłaniających historii, jakie znam. Mimo, że lekturę skończyłam kilka dni temu to ciągle wracam myślami do niesamowitej Alaski. Chyba nieświadomie odkładałam pisanie tej opinii, by dać sobie kilka dni więcej na cieszenie się tą powieścią, zanim Wam ją polecę. Książka warta każdej minuty, którą jej poświęcicie.


Opis:
Calla Fletcher nie miała nawet dwóch lat, gdy matka wywiozła ją z Alaski, nie mogąc dłużej znieść izolacji i wiejskiego trybu życia. Dwudziestosześcioletnia dziewczyna zna tylko życie w wielkim, zatłoczonym Toronto. Kiedy dowiaduje się jednak, że dni jej ojca, który pozostał na Alasce, są policzone, zdaje sobie sprawę, że nadszedł czas na długą podróż do odległego miasteczka, w którym się urodziła.
Calla stawia czoła dzikiej przyrodzie, dziwacznym porom naturalnego światła, wygórowanym cenom, nawet konieczności korzystania z wychodka, a wszystko to, by poznać ojca. Podczas gdy dziewczyna stara się przywyknąć do surowego środowiska, nieuczesany, arogancki miejscowy pilot, który pomaga w prowadzeniu firmy czarterującej samoloty jej ojca, nie potrafi sobie wyobrazić życia w jakimkolwiek innym miejscu na świecie. I z chęcią odstawi Call do domu, przekonany, że jest zbyt rozpieszczona, by poradzić sobie na odludziu.
Niebawem jednak między dwojgiem zupełnie różnych ludzi, rodzi się nieoczekiwane uczucie. Calla nie zamierza jednak zostać na Alasce, a Jonah nigdy z niej nie wyjedzie.
Czy przystojny pilot i rozkapryszona dziewczyna z Toronto znajdą w końcu do siebie drogę? Czy będą potrafili poświęcić się dla miłości? Czy powtórzy się historia rodziców dziewczyny?

   Okładkowy opis zdradza wystarczająco dużo fabuły, więc ja nie będę się dziś na niej skupiać. Mam nadzieję, że po dotarciu do końca tego wpisu będziecie przekonani o tym, że warto sięgnąć po "Zostań ze mną" i sami prześledzicie losy bohaterów. Zamiast tego chcę opowiedzieć Wam czym ta historia zaskarbiła sobie moją bezwarunkową miłość. Bez wątpienia wpisuję ją na listę ulubionych. Już planuję kiedy do niej wrócić i zazdroszczę, że podróż na Alaskę jeszcze przed Wami.
   "Zostań ze mną" to wielowątkowa powieść przepełniona emocjami i niepowtarzalnym klimatem chłodnej Alaski. Autorka umiejscowiła powieść na biegunie zimna, który szczerze mówiąc nie kojarzy mi się zbyt dobrze. Jestem ciepłolubem. Nie znoszę zimy, ale podczas lektury nie umiałam wyzbyć się chęci odwiedzenia tej małej wioski. Ta sceneria jest znakomitym tłem dla rozgrywających się wydarzeń. Tamtejsza małomiasteczkowość jest zupełnym przeciwieństwem świata, w którym żyje główna bohaterka. 
   Poza wyśmienitym tłem mamy również świetnie wykreowane postacie i to nie tylko główne. Tucker postawiła sobie poprzeczkę dość wysoko, ponieważ w książce aż roi się od postaci pobocznych. Ciężko nadać wydźwięk osobom, które pojawiają się jedynie na kilka chwil. Jednak autorka wyszła z zadania obronną ręką tworząc barwną mieszankę postaci i charakterów, które stają się dla czytelnika czymś więcej niż pustym imieniem.
   Główni bohaterowie to skrajne przeciwności. Calla wychowała się w wielkomiejskim zgiełku. Pracuje w korporacji, a wieczory spędza razem z najlepszą przyjaciółką w tętniących życiem barach.  Przykłada dużą wagę do swojego wizerunku, który kreuje w mediach społecznościowych. Poznajemy ją jako dość rozpieszczoną i rozkapryszoną dziewczynę z wielkiego miasta, która nie pokaże się nigdzie bez makijażu. Z każdym kolejnym dniem na Alasce Calla dostrzega, że w życiu liczą się inne wartości i zmienia się na naszych oczach. Mimo, że jej początkowa postawa może nie przypaść Wam do gustu, z czasem na pewno przekona Was do siebie swoją pomysłowością, poczuciem humoru i odwagą. 
   Jonah z kolei jest typem samotnika. Jest najlepszym pilotem pracującym w firmie czarterowej ojca Calli i nie wyobraża sobie życia poza Alaską. W maleńkiej miejscowości nie ma kobiety, która oparłaby się jego urokowi i surowej urodzie, co nie mieści się w głowie Calli. Dziewczyna nazywa go w myślach Yetim i od pierwszego spotkania nie pała do niego sympatią. Jednak i ona dostrzega to, co skrywa się za bujną brodą i nie mówię tu jedynie o przystojnej twarzy. Jonah to idealny i nieuchwytny przykład bohatera książkowego, który podczas lektury skradnie serce więcej niż jednej kobiecie. 
   Relacja tej dwójki niejednokrotnie mnie zaskoczyła i rozśmieszyła, ponieważ ich utarczki słowne i wzajemne nękanie nie znają granic. Ich znajomość rozwija się stopniowo, a zanim dostrzegają w drugiej osobie coś więcej mija sporo czasu. Czasu, który został idealnie wykorzystany na zobrazowanie trudnej do odbudowy relacji Calli z ojcem oraz na zarysowanie historii każdej z postaci pobocznych. Wbrew pozorom nie jest to kolejny ckliwy romans, bo autorka porusza wiele innych tematów, które wcale nie są mniej istotne. Skomplikowana relacja Calli z ojcem, który jest nieuleczalnie chory, niesamowicie mnie rozczuliła. W pewnych momentach nawet zaszkliły mi się oczy, co zdarza się bardzo rzadko.
   Czas spędzony na lekturze "Zostań ze mną" był czystą przyjemnością. Pokładałam w tym tytule spore nadzieje, jednak nie sądziłam, że dostanę historie, która na zawsze pozostanie w moim sercu. Zakochałam się w odległym miasteczku Alaski i z rozkoszą towarzyszyłam bohaterom w ich codziennym życiu, tak innym od mojego. Dałam się w całości pochłonąć tej historii i nadal nie mogę przestać o niej myśleć, ale wcale tego nie chcę. To przepiękna opowieść, która pokazuje, że prawdziwej miłości nie osłabią setki kilometrów czy rozłąka na lata. Powieść ma w sobie to coś, co w subtelny, prawie niezauważalny sposób osiada w naszym sercu podczas lektury. Coś, czego już się nie pozbędziecie. Książka, którą będę Wam nieustannie polecać. Musicie przeczytać!
   Moja ocena 10/10
   Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Filia!
   
   


Bestia, od której lepiej trzymać się z daleka- "Bestia. Przebudzenie Lizzie Danton"- K.A. Fiore

Bestia, od której lepiej trzymać się z daleka- "Bestia. Przebudzenie Lizzie Danton"- K.A. Fiore

   Sięgając po "Bestię" spodziewałam się historii mrocznej, przejmującej, ale też baśniowej. Znana wszystkim "Piękna i bestii" przeniesiona do magicznej Szkocji. Co mogło pójść nie tak? Niestety, ku mojemu niezadowoleniu, wiele rzeczy nie zagrało, a magia umykała z tej historii z każdą kolejną stroną. Książka okazała się dla mnie dużym rozczarowaniem, a szkoda.


Opis:
Nazywają go potworem.
Zimne jak lód bladoniebieskie oczy prześwietlają cię na wylot.
Jest bezwzględny.
Jest okaleczony.
Jest niebezpieczny.
Żyje w zamku godnym baśni, ale nie jest księciem.
Jest bestią.
Jest brutalem.
Jest zabójcą.
Przeznaczenie sprawi, że nasze światy zderzą się ze sobą.
Nazywają go potworem, ale jest moim ocaleniem.


   Jak sami możecie zauważyć, opis nie zdradza zbyt wiele. Poza okładką, która magnetuzuje i przyciąga wzrok, to właśnie on pozwolił mi przypuszczać, że przede mną kawał dobrej powieści. Niestety nie do końca tak było, a moje duże oczekiwania co do tej książki nie ułatwiały sprawy.

   Zacznijmy jednak od początku, czyli od retrospekcji z dzieciństwa dwójki głównych postaci. W mojej ocenie jest to jeden z niewielu plusów tej historii, niestety z niewykorzystanym potencjałem. Autorka poświęciła sporą część książki na to, by pokazać nam z jakimi okropieństwami musieli zmagać się bohaterowie już od dzieciństwa. Sądziłam, że będzie to udany zabieg, którego celem jest stworzenie bardziej prawdziwych i złożonych charakterów. Niestety, w moich oczach, nie przyniosło to zamierzonego efektu.
   Ogromnym atutem tej powieści i chyba jedynym powodem, dla którego nie porzuciłam tej lektury w połowie są opisy krajobrazów. Autorka bardzo plastycznie oddała magiczną scenerię baśniowej Szkocji. Mamy okazję poznać zwyczaje, kulturę, a nawet poczuć ducha tej baśniowej krainy. Bez trudu można wyobrazić sobie pogorzeliska zamku, starą chatkę czy zawierający dech w piersiach zamek tytułowej Bestii.
   Początkowo akcja toczy się dość wolno, ale klimat, jaki tworzy autorka zachęcał mnie do dalszej lektury. Starałam się przymykać oczy na pewne mankamenty stylu autorki, ale im więcej stron było za mną, tym ciężej było mi patrzeć na to przez palce. W oczy rzucają się częste powtórzenia, które ogromnie mnie irytowały. Chyba już nigdy nie wyrzucę z głowy sformułowania "rajcowny samochód"... Język, jakim posługuje się autorka pozostawia wiele do życzenia i często zupełnie nie pasuje do danej sytuacji. Dialogi również wypadają blado, są wymuszone i drętwe. Na domiar złego pojawiają się wulgaryzmy, których nie jest dużo, ale które koliły mnie w oczy. Zupełnie niepasujące i niepotrzebne.
   Historii również nie bronią mdłe i słabo wykreowane postacie. Przeszłość, której jesteśmy świadkami nie punktuje w późniejszym czasie i nie tworzy wyrazistych postaci naznaczonych demonami z przeszłości. Fakt, że wiemy, co mają za sobą nastawia nas na większe zrozumienie ich postępowań i motywów. Niestety ich zachowania często są irracjonalne i niezrozumiałe.

   Na początku zachowanie Lizzie i Broghana względem siebie było ciekawe i intrygowało mnie, jak potoczy się ich znajomość. Jednak w pewnym momencie autorka postanowiła stworzyć prawdziwe love story i oswoić bestię. Mrok wyparował, a absurdalność kolejnych sytuacji zwalała z nóg. 
Nie broni się również samo zakończenie, którego nie określą żadne słowa. Jest tak nierealne, że aż dziwne. Jednak uwierzcie, cieszyłam się, że to już koniec.
   Podsumowując... Jeśli jesteście spragnieni współczesnej adaptacji kultowej baśni darujcie sobie "Bestię". Niestety jest to powieść napisana w kiepskim stylu, powielająca schematy, z postaciami pozostawiającymi wiele do życzenia.
Pod szyldem tego samego wydawnictwa w zeszłym roku pojawił się "Weteran", którego fabuła również mocno czerpie z "Pięknej i Bestii", jednak ten tytuł mogę Wam szczerze polecić. To przepiękna i baśniowa historia, na którą warto zwrócić uwagę. Co do powieści L.A. Fiore- sprawdźcie na własnej skórze czy przypadnie Wam do gustu, ale nie bądźcie rozczarowani, jeśli nie będzie to historia na miarę Waszych oczekiwań.
   Moja ocena: 4/10
   Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu!


Polska Bridget Jones randkująca z Bosym! Nie możecie tego przeoczyć- "Randka z Hugo Bosym" Agnieszka Lingas- Łoniewska

Polska Bridget Jones randkująca z Bosym! Nie możecie tego przeoczyć- "Randka z Hugo Bosym" Agnieszka Lingas- Łoniewska

   Od dawna moje czytelnicze plany uwzględniały twórczość Agnieszki Lingas- Łoniewskiej, ale dotąd nigdy nie miałam okazji przeczytać żadnej z jej książek. O "Randce z Hugo Bosym" pierwszy raz usłyszałam od samej pisarki, która wspominała o niej na jednym ze spotkań autorskich, na którym byłam. Przekorny tytuł od razu zapadł mi w pamięć, a zarys fabuły sprawił, że zechciałam poznać bliżej bohaterów książki i sprawdzić, jaką historię mają do opowiedzenia. Minęło pół roku odkąd pierwszy raz usłyszałam o Bosym i w końcu mogę trzymać tę historię w swoich rękach. Czy opłacało się czekać?



   Główną bohaterką powieści jest Jagoda Borówko. Specjalistka od marketingu i kampanii reklamowych, pracująca w jednej z wrocławskich agencji. Jagoda ma również niebywały talent do przyciągania kłopotów i często pakuje się w dość żenujące, a dla czytelnika prześmieszne, sytuacje. Po zakończeniu wieloletniego, kompletnie nieudanego związku, Jagoda wyjeżdża do Gdyni na ślub koleżanki z dawnych lat. Właśnie tam w wyniku serii niefortunnych zdarzeń, których komizm zbija z nóg, poznaje tajemniczego Hugo Bosego. Ich przypadkowe spotkania, obfitujące w ciekawe wymiany zdań, nie mają końca, a przyciąganie między tą dwójką można wyczuć na kilometr. Okazuje się również, że oboje zostali zaproszeni na ten sam ślub. Bosy zauroczony zuchwałą postawą Jagody próbuje spędzić z nią więcej czasu. Oboje świetnie się bawią i mimo początkowej wrogości doskonale czują się w swoim towarzystwie. Ten wieczór jednak nie kończy się tak, jak oboje by tego chcieli. Jagoda wraca do Wrocławia, a ostatnie czego może się spodziewać to pojawienie się Bosego w jej pracy. Okazuje się, że szaleńczo przystojny przedsiębiorca będzie jej szefem przy pracy nad nowym projektem. Jak długo oboje zdołają się opierać gorącemu uczuciu? 

   Książki idealne nie istnieją, a "Randka z Hugo Bosym" nie jest wyjątkiem. Są jednak książki, których lektura jest czystą przyjemnością. Wtedy często wybaczamy drobne mankamenty. Taka właśnie jest nowa powieść Agnieszki Lingas- Łoniewskiej. Trafiła w moje ręce w najbardziej odpowiednim momencie. Potrzebowałam czegoś lekkiego i przyjemnego, ale z fabułą, która na dobre pochłonie moje myśli. Nie spodziewałam się jednak polskiej wersji Bridget Jones, którą śmiało mogę ocenić jako jedną z najlepszych komedii romantycznych, jaką czytałam. Świetnie napisana historia, z ogromną dawką dobrego humoru i sytuacyjnego komizmu. Choć tarapaty, w jakie pakuje się główna bohaterka czasem wydają się dość absurdalne- ja to kupuję. To lektura idealna na poprawę humoru i oderwanie się od problemów dnia codziennego. Sama niejednokrotnie nie umiałam powstrzymać śmiechu, a chemia między głównymi bohaterami sprawiała, że z zaciekawieniem śledziłam ich losy.
   Ta pozycja nie należy do najobszerniejszych, jednak dość szybko można polubić główne postacie. Wszystko dzięki świetnej kreacji bohaterów, którzy są prawdziwi do szpiku kości. Nie mam wątpliwości, że wiele czytelniczek odnajdzie siebie w charakternej Jagodzie. To postać łączącą sprzeczne cechy charakteru- jest bardzo sympatyczna, ale i zadziorna.  Często działa bez zastanowienia i musi zmagać się z różnymi konsekwencjami swych porywczych czynów. Jej żywiołowość jest zaraźliwa i szybko zaskarbia sobie sympatie czytelnika. Hugo z kolei wcale nie jest rozważną stroną tej relacji. Podczas pierwszych spotkań z Jagodą daje poznać swoją uszczypliwość i pewną nutę arogancji. Jestem jednak pewna, że jego romantyczne gesty zdołają rozczulić co wrażliwsze dusze. Autorka zastosowała narrację z dwóch punktów widzenia, więc możemy dokładnie poznać uczucia obojga bohaterów. Osobiście uwielbiam takie rozwiązania.
  Wątek romantyczny został tu bardzo umiejętnie poprowadzony. Relacja między bohaterami zaczyna się od nienawiści podszytej czystym zauroczeniem, a później stopniowo rodzi się namiętność i głębsze uczucie. Mimo, że oboje mają za sobą poważne związki na nowo uczą się odczytywać własne emocje. Przyglądanie się temu było nie lada gratką.
   Świetnie bawiłam się podczas lektury tej komedii pomyłek i z chęcią do niej jeszcze kiedyś wrócę. Nie mogę zaprzeczyć, że to historia elektryzująca i po prostu przyjemna, a Hugo i Jagoda tworzą parę, która na długo zapadnie w Waszej pamięci. Czyta się ją niesamowicie szybko i jedynym rozczarowaniem jest dotarcie do ostatniej strony. Z chęcią spędziłabym z nią o jeden wieczór więcej! 
   Moja ocena: 9,5/10
   Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Burda Książki!   





   
Copyright © 2014 Z Nitką o książach , Blogger