Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Pomimo czarnych chmur... "W stronę słońca" Monika Karolina Gajda

      Dziś troszkę sobie ponarzekam i nie myślcie, że jest mi to na rękę! Kolejny raz chciałam odczarować nieszczęsny gatunek, jakim stała się dla mnie literatura młodzieżowa i znów poniosłam sromotną klęskę. "W stronę słońca" to książka, która, mimo niewielkiej liczby stron, okropnie mnie wymęczyła podczas czytania. Ciężko było mi się skupić na rozgrywających się wydarzeniach i wciągnąć w fabułę, która zawrotnym tempem akcji raczej nie powala. 





Opis:
Anabell zna Ryana od zawsze, nigdy nie sądziła, że poczuje do niego coś więcej, ale jednak. Los sprawił, że pewnego dnia, serce dziewczyny zabiło szybciej na jego widok, jednak nie zawsze możemy mieć to, co chcielibyśmy mieć. Czasem wystarczy popełnić jeden błąd, by wszystko na czym nam zależy, legło w gruzach.
Co zrobisz, gdy stracisz najbliższą ci osobę i grunt pod nogami? 
W stronę słońca to opowieść o stracie, przyjaźni, miłości i nie traceniu wiary wbrew wszystkim przeciwnościom.

   Opis mimo, że króciutki zapowiada względnie ciekawą młodzieżówkę, a jak jest w rzeczywistości? Jest ciężko. Jakby powiedziała jedna z moich byłych nauczycielek: "Orka na ugorze!". Musicie wiedzieć, że bardzo starałam się przekonać do tej historii, ale nie znalazłam w niej niczego godnego większej uwagi. Czytałam, czytałam, a fabuła z każdą chwilą kulała coraz bardziej. Całość określiłabym to raczej jako zlepek luźno powiązanych ze sobą scen. Ponadto znalazły się także wątki, które przez brak jakiegokolwiek rozwinięcia są zbędne. Zdaję sobie sprawę, że autorka jest młodziutką dziewczyną, ale stopień wiarygodności niektórych wydarzeń został tu przekroczony tysiąckrotnie. Przykładem może być choćby rozmowa głównej bohaterki z agentem nieruchomości, która oznajmia mu, że będą rozmawiać tylko i wyłącznie na jej zasadach, a on bez mrugnięcia okiem podporządkowuje się siedemnastolatce. Serio? 
   Już dawno lektura żadnej książki nie sprawiała mi takiego trudu. Czytanie kolejnych zdań wywoływało u mnie wręcz fizyczny ból. Z racji, że fabuła nie była zbytnio frasująca, skupiałam się na zdaniach konstruowanych przez autorkę. Nie okazało się to jednak trafionym pomysłem, ponieważ liczba powtórzeń na jednej stronie przekraczała wszelkie normy. Takie rzeczy bardzo mnie irytują, bo od wydanej i zredagowanej książki oczekuję czegoś na znacznie wyższym poziomie.
   Styl autorki również pozostawia wiele do życzenia. Mam nadzieję, że z biegiem lat poprawi swój warsztat, bo jest nad czym pracować! Opisy były zdecydowanie zbyt ubogie, przez co ciężko było mi odnaleźć się w danej sytuacji. Niektóre porównania w moim odczuciu były zupełnie nietrafione i po prostu śmieszne, jak na przykład słuchanie pulsu tętniącego w aorcie. Autorka buduje proste zdania, które są łatwe w odbiorze, ale czasem aż prosi się o dodanie jakiegoś ozdobnika, który ubarwiłby całość.


   Jeśli chodzi o główne postacie to ciężko mi będzie chyba cokolwiek o nich napisać. Ich charaktery są bardzo słabo zarysowane i większość na ich temat dopowiedziałam sobie sama, by mieć jakikolwiek obraz w głowie. Mimo, że między Anabell a Rayanem rozwija się młodzieńcza miłość, podczas lektury nie wyczułam między nimi żadnej chemii. 
   Natomiast ogromnym plusem i zaskoczeniem był dla mnie króciutki epilog pokazujący życie głównych bohaterów półtora roku po wydarzeniach z książki. Najbardziej zapadł mi w pamięć i czytało się go naprawdę przyjemnie. Może autorka zamiast w stronę słońca powinna skierować swoje kroki w nieco innym kierunku?
   Za możliwość przeczytana dziękuję autorce.
   Moja ocena: 3/10








   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Z Nitką o książach , Blogger